Kilka słów o książce:
„Zachorować można z wielu powodów, nie zawsze tak prozaicznych jak instruktorskie ognisko. Któregoś razu do naszego dzielnego komandosa przyplątała się infekcja na tyle wredna, że słupek rtęci w termometrze pod jego pachą zatrzymał się w okolicach 40 oC. Za radą doktorów Szłapa wlazł do śpiwora i nafaszerowany pigułami zasnął. Zapobiegliwi koledzy, chcąc zapewnić mu godną przeprawę przez Styks, związali mu złożone na brzuchu dłonie pasem wojskowym, wetknęli w nie zapaloną świeczkę, a na powiekach położyli (z chwilowego braku greckich oboli wkładanych do ust) kapsle od butelek po piwie. Tak spreparowanego Wicia ujrzał, któryś z jego synów – prawdopodobnie Maciejka – i przejęty nie na żarty zapytał z troską w głosie:– Tatusiu, a może ty umrzesz? – Prawe oko Szłapy zrzuciło kapsla, łypnęło na chłopaka, a z jamy gębowej wydobyło się krzepiące stwierdzenie:
– Mój ty marzycielu…”