Kilka słów o książce:
Akcja Wichrowych Wzgórz rozgrywa się na przełomie XVIII i XIX w. Earnshaw, właściciel majątku Wuthering Heights (tytułowe Wichrowe Wzgórza), przywozi do domu bezdomnego, cygańskiego chłopca, którego znalazł na ulicach Liverpoolu i nakazuje własnym dzieciom traktować go jak brata. Pomiędzy przybyszem a małą Cathy rodzi się więź tak silna, że z czasem przestają się liczyć nie tylko z konwenansami, ale i z ludźmi, wśród których żyją. Namiętność Heathcliffa i Catherine obnaża mroczną stronę ludzkiej natury, jest mściwa, wszechogarniająca i dzika jak wrzosowiska Yorkshire. Bohaterowie powieści Bront płacą za to najwyższą cenę, a za ich błędy musi odpokutować następne pokolenie.
Od paru dni powoli, więc z namysłem, lecz i z rosnącym zachwytem czytam Wichrowe Wzgórza Emily Bront. Nie wiem, dlaczego nigdy po tę książkę nie sięgnąłem. Ale wcale się nie martwię, że się tak właśnie działo. Latom starszym też się należą odkrycia i chociaż odmienny zazwyczaj posiadają charakter od rewelacji przeżywanych za młodu przecież coś najbardziej istotnego z wielkich oczarowań tak charakterystycznych dla uniesień młodzieńczych spływa na zachwyt lat późniejszych i kto wie, czy ów coraz rzadziej dany do przeżycia blask nie promieniuje zwielokrotnionym natężeniem światła, już z tej choćby przyczyny, że bywa mało powszedni, posiada zatem charakter uroczystości świątecznej. Myślę, iż mądrzy lekarze zamiast skomplikowanych recept powinni swoim nieuleczalnym pacjentom przepisywać wielką sztukę.