Kilka słów o książce:
Proza Straszewicza stała się na powrót niewiarygodnie aktualna, bo właśnie teraz unaocznia się okrucieństwo i cierpienie świata, a niebywała pod względem skali fala wojennej emigracji przychodzi zza polskiej wschodniej granicy sprawiając, że głos pisarza okazuje się być głosem profety, a jego twórczość dotyka fundamentów naszej egzystencji. Turyści z bocianich gniazd i Turyści z bocianich gniazd nie tyle ciągle poszukują własnego miejsca, ile nie mogą wrócić do domu (ze wstępu prof. Violetty Wejs-Milewskiej)
Wyróżnia się w epistolograficznym dorobku Straszewicza blok listów z Giedroyciem oraz Nowakiem-Jeziorańskim i dziennikarzami z Radia Wolna Europa. W najlepszych literacko listach Straszewicz w pewnym sensie powielał poetykę swojej prozy z okresu Turystów z bocianich gniazd, może nawet jakoś były te listy owej prozy laboratorium. Myślę o tych zwłaszcza, które przybierają cech gawędy i w których pojawiają się żartobliwe gry słowne, barokowe zdania, wspomniana autoironia, która pozwala pisarzowi poruszać sprawy intymne, wstydliwe jakby, mianowicie te, które związane są z jego skrajnie trudnymi warunkami życia w Urugwaju, ale też pisarskim paraliżem. Szczególnie dramatyczna jest część korespondencji z lat 1961-1963, która dotyczy choroby, a potem umierania autora Litości. Te listy to jakby epistolarna wersja Kamizelki Prusa, w której sam Straszewicz stał się bohaterem makabrycznej przygody. Stąd wzruszające i poruszające zabiegi o pomoc, drobiazgowe opisy postępującej choroby, liczne gesty przyjaźni. Pięknie wypadają w świetle tych listów Nowak i jego ekipa, uderza nieobecność w tym tragicznym okresie życia Straszewicza Giedroycia i ludzi Kultury. (ze wstępu prof. Macieja Urbanowskiego)