Kilka słów o książce:
Autorytet Kościoła przejawiał się w tym, że pilnował, zachowywał,przekazywał i chronił Bożą prawdę, i w tym, że potępiał, zwalczał, i skutecznie
gromił przeciwne Bożej prawdzie błędy.
Kościół w historii był
Kościołem walczącym. Żyć - znaczyło głosić z mocą dogmat i potępiać przeciwne mu
argumenty. Jeśli to potępienie miało być realne, a nie abstrakcyjne, musiało też
wskazywać z całą mocą na ludzi, którzy te błędy przyjmowali i
wyznawali.
Władza, która miała formalne umocowanie w urzędzie papieskim,
władza piętnowania błędów stała się pierwszą ofiarą soboru. Jeśli władza nie
działa, nie wskazuje, kto jest, a kto nie może być nauczycielem katolickim,
zanika autorytet Kościoła i autorytet papieża. Papieże mogą pozostać medialnymi
celebrytami, ale gubią autorytet. Prawda, której byli strażnikami, została
zmuszona do milczenia. Dogmat już nie wiąże. Dogmat stał się opinią i poglądem.
Nie otwiera bram do Nieba. Nie przenosi poza czas. Zamiast podlegać władzy Boga,
świat ulega tyranii doczesności i włącza się w budowę globalnej, lepszej
przyszłości.
"Dogmat i tiara" to książka o porzuceniu dogmatu, o paraliżu
zasady dogmatycznej. O zjawisku, które widać gołym okiem, kiedy jawni heretycy
nie tylko są tolerowani, ale wręcz robią kościelne kariery, kiedy wielu biskupów
chce błogosławić czynnych homoseksualistów, a siostry zakonne - bronić
aborcji.
Nie da się głosić prawdy wiary bez potępienia jej przeciwieństwa. To
relatywizacja aktu wiary. To w istocie subtelna i łagodna forma uśmiercenia
dogmatu, coś jak eutanazja. Nie wystarczy powiedzieć, że Chrystus jest Synem
Bożym, zawsze trzeba dodać, że każdy, kto tak nie uważa, jeśli tylko nie
znajduje się w stanie nieprzezwyciężonej niewiedzy, błądzi, okazuje Bogu
nieposłuszeństwo, lekceważy Boży nakaz. Powiedzieć to pierwsze bez dodania tego
drugiego, to nic nie powiedzieć.